Polowanie na nieznajomego — W kręgu arystokracji

Slider - scena polowania
Slider- Polowanie na nieznajomego

„Portret mężczyzny z orderem i czerwoną wstęgą”
czyli
polowanie na nieznajomego


Dobrze jest wiedzieć, z kim ma się do czynienia. Dlatego my, muzealnicy, kochamy obrazy z podpisami, sygnaturami, numerami i nalepkami na odwrociu.
Możemy wtedy pochylić się nad znajomą tematyką wizerunku, doprecyzować to i owo, roztoczyć porównawcze analizy, prześledzić wędrówkę obrazu ze zbiorów do zbiorów, a nawet z rozpędu machnąć artykuł o etapie twórczości artysty (początki, faza dojrzała lub schyłek).

Gdy na warsztat trafia (tym razem z magazynu) obraz nierozpoznanego mężczyzny, autorstwa nieznanego malarza, niesygnowany, bez jakichkolwiek podpisów, sytuacja staje się mocno niekomfortowa…
Chwytamy się wówczas wszystkiego w poszukiwaniu detalu, który nam choć trochę, troszeczkę COŚ powie.

Szukając tropów

W poszukiwaniu detalu

„Portret mężczyzny z orderem i czerwoną wstęgą” trafił do pracowni konserwacji w październiku 2023 roku. Interesująco namalowany przez dobrego, choć nieznanego artystę, mężczyzna spoglądał anonimowymi oczyma. Nie można nie wspomnieć o świetnej gamie kolorystycznej obrazu, spotykanej w połowie XVIII wieku: zdecydowane, cynobrowe czerwienie szarfy i twarzy zestawione zostały z subtelnymi chłodami zielonkawego tła, ciemnego błękitu aksamitu i szarości zbroi oraz podbite przepysznymi ugrami złotych haftów i nieskazitelną bielą koronek. Rozpoznanie twórcy portretu i ocena jego umiejętności malarskich to jednak temat na innego rodzaju badania i kolejny obszerny artykuł. Najpierw należy się zająć samym portretowanym.

Johann Elias Ridinger,  Szukanie tropów,
fragment, zbiory Muzeum Zamkowego w Pszczynie

Podstawowe informacje o obrazie

Strój i fryzura to pierwsza znacząca dawka informacji zarysowujących kierunek poszukiwań w bezkresie historii. Dzięki nim można przyjąć, że portretowany jest zamożną osobistością z około połowy XVIII wieku. Dla uświadomienia mniej zaznajomionym zamieszczono poniżej grafikę, która bardzo ogólnie i w bardzo dużym uproszczeniu nakreśla modową ewolucję w tamtym stuleciu.

Ewolucja stroju i fryzur

Niezwykle istotna, choć na tym etapie poszukiwań nazbyt ogólna, była informacja zaczerpnięta z protokołów zdawczo-odbiorczych zachowanych w archiwum Muzeum o tym mianowicie, że obraz trafił do Pszczyny w 1950 roku z Krapkowic via Bytom. Zatem – drugi trop! Dwa pierwsze tropy tworzą ledwie zarysowane ramy czasu i przestrzeni – to wciąż za mało, by ustalić kim jest portretowany. Potrzeba elementów wyróżniających, znaków szczególnych. Na szczęście na obrazie takie się znalazły.

Trzeci, niezwykle istotny trop, to przypięta, czy też wyhaftowana na lewej piersi portretowanego gwiazda orderu… No właśnie, jakiego? Centralną część jej okrągłego pola wypełnia czerwony krzyż przypominający krzyż maltański z jakimś symbolem czy literą w środku. Identyfikację długo uniemożliwiało kilka niewyraźnie namalowanych liter dewizy  (czyli biegnącego wokół orderu napisu) oraz fakt, że order nigdy nie należał do tych najbardziej znanych czy znaczących.
Po wielu godzinach spędzonych nad literaturą z zakresu falerystyki, dzięki konsultacjom z historykami udało się ustalić, że odznaczenie to Order Myśliwski a inaczej „Książęcy Wirtemberski Order Rycerzy Łowów” (JagdordenRitterorden von der Jagd), który w 1702 roku ustanowił książę Wirtembergii Eberhard Ludwik. Jego dewiza zaś brzmiała: „Virtutis amicitiaque foedus” – Przymierze Cnoty i Przyjaźni. Noszony był wówczas na czerwonej wstędze przewieszonej przez lewe ramię do prawego boku. Centralną część orderu wypełnia złota litera „W”, jak „Württemberg” zwieńczona książęcą koroną. Order w późniejszych latach wielokrotnie ulegał przekształceniom co do formy i nazwy, ale gwiazda orderu na muzealnym portrecie namalowana jest w swojej wczesnej dyspozycji. Dla dalszych poszukiwań to rozpoznanie okazało się być przełomowe.

Myśliwskie fanaberie księcia Eberharda Ludwika

J. E. Ridinger,  Jeleń upolowany przez Eberharda Ludwika (domena publiczna). Napis u dołu: „Anno 1724. Haben Ihro Hochfürstl. Durchl. Eberhard Ludwig Herzog zu Würtemberg disen Hirsch in der Brunfft auf dem Direnberg Einsidler huth Tübinger Forsts selbst geschossen”. „Roku1724. Jego Książęca Wysokość Eberhard Ludwik, książę Wirtembergii, osobiście zastrzelił tego jelenia w czasie rui na terenie pastwiska Direnberg Einsidler Hut w lesie Tübingen”.

Eberhard Ludwik urodzony w 1676 roku w Stuttgarcie, w wieku szesnastu lat został władcą dumnego księstwa Wirtembergii. Ponieważ jednak od administrowania państwem po stokroć wolał polowania, rządzenie przekazał swoim doradcom.
W 1702 roku zrealizował najbliższy swemu sercu zamysł – założył zakon myśliwski, którego odznaczeniem był wspomniany wcześniej order. Na patrona zakonu wybrano oczywiście św. Huberta, patrona myśliwych. Eberhard Ludwik starał się utrzymać wysoki prestiż zakonu i związać z nim najznamienitsze osobistości, lecz udało mu się to tylko częściowo. Liczba członków była ograniczona statutem, początkowo miało ich być dwudziestu czterech. Pod groźbą kar (np. datków na rzecz biednych) mieli oni obowiązek codziennego noszenia orderu zakonu. Spotykali się i świętowali co roku w listopadzie w wyselekcjonowanym składzie. Dość szybko pilną potrzebą stało się zapewnienie spotkaniom należytej oprawy i odpowiedniego lokum.

Przed 1700 rokiem książę Eberhard odwiedził króla Francji Ludwika XIV w Wersalu. Ta wizyta wywarła na nim olbrzymie wrażenie. Zainspirowany przepychem i majestatem wersalskiego założenia postanowił wybudować dla siebie w Ludwigsburgu nową siedzibę, na miarę swoich ambicji. Cel osiągnął. Na marginesie dodajmy, że dla sfinansowania trwającej  piętnaście lat budowy tego do dziś największego barokowego pałacu w Niemczech, Eberhard znacząco podniósł podatki, co rzecz jasna przyjęte zostało z dużym społecznym niezadowoleniem. W nowo wybudowanym założeniu pałacowym swoje miejsce znalazły pomieszczenia przeznaczone na spotkania zakonu myśliwskiego. Szczególnie interesująca jest w pełni zachowana do dziś marmurowa saletta, centralna sala ceremonialna w pawilonie myśliwskim, którą zdobiły wyszukane dekoracje o myśliwskiej tematyce z monogramami księcia oraz znakami zakonu.

Wróćmy jednak do meritum, czyli obrazu z Muzeum Zamkowego w Pszczynie. Co oczywiste, portretowanego należało poszukiwać w elitarnym gronie towarzyszy księcia Eberharda Ludwika. Na szczęście lista odznaczonych orderem myśliwskim została zestawiona przez niemieckich badaczy i jest dostępna. Składa się z dwustu osiemdziesięciu osobistości, w tym części o nieznanych personaliach, określonych jedynie za pomocą pełnionych funkcji. Tropiąc naszego bohatera należało się przyjrzeć każdej osobie, czegoś się o niej dowiedzieć,  i – jeśli jej inny wizerunek jest znany – oszacować wizualne podobieństwo. Na starcie odrzuceni zostali panowie w obfitych „lwich” perukach i zbrojach płytowych – jako postaci zbyt dawne oraz ci bez peruki – jako zbyt młode. Do sprawdzenia pozostało kilkadziesiąt osób, z czego szczególną uwagę przykuwało kilkanaście mniej lub bardziej bliskich ziemiom polskim i Śląskowi. Tempo prac na pewien czas wyraźnie zwolniło.
Z pomocą przyszedł kolejny detal – czwarty już trop.

Guziki, które mówią

Guziki służące do zapinania odzieży na terenach europejskich pojawiły się w XIII wieku, w XVI wieku były już bardzo popularne, a w XVIII stuleciu wybuchł na nie szał. Oprócz czysto użytkowej roli stały się ozdobami kamizelek, płaszczy, fraków, mundurów i generalnie wszelkiego typu ubiorów osób zamożnych, najpierw głównie męskich, z czasem przede wszystkim damskich. Wykonywane były właściwie z wszelkich dostępnych materiałów: kości, szkła, szlachetnych metali, porcelany.
Część z nich nie tylko zapinała, nie tylko zdobiła, ale niosła jakiś przekaz. Wydaje się, że właśnie takimi są guziki namalowane na wykwintnym surducie portretowanego. Przypuszczać można, że wykonane były ze złota, albo złocone powierzchniowo. To co najważniejsze: mają kształt przypominający rodowe godło śląskiej gałęzi rodu Redernów, którym było koło podzielone na sześć części.
To za ich pośrednictwem, wyłuskany z listy kilkudziesięciu osobistości udekorowanych orderem myśliwskim około połowy XVIII wieku, umieszczony z numerem 75, „Carl Gustav Roedern, królewski, pruski minister stanu”, wydaje się potwierdzać swoją tożsamość. Polowanie na nieznajomego zakończyło się sukcesem.

Guzik z portretu

Herb śląskich baronów Redern

Nazwisko rodowe Redern  (Roedern, Roeder, Reder, Rödern lub Röder) najprawdopodobniej pochodzące z łacińskiego „de rotis” –„od koła”, w dokumentach na Śląsku pojawia się po raz pierwszy w 1287 roku. Począwszy od siedziby w Ruppersdorfie (obecnie Wyszonowice, 40 km na południe od Wrocławia), gdzie rezydowali w średniowieczu, Redernowie nabywali kolejne posiadłości na Śląsku, w Czechach i Górnych Łużycach. W 1582 roku zostali właścicielami Krapkowic (Krappitz) z okolicznymi wsiami.
Karol Gustaw von Redern urodził się 12 września 1691 roku (niektóre źródła podają rok 1692), był synem Erdmanna i Charlotty z domu Schultz, panem na Krapkowicach i Dobrej koło Opola.
Zanim więcej o nim, powrócić należy jeszcze do orderu, bowiem jego obecność na opolszczyźnie jest intrygująca. W jaki sposób order z dalekiej Wirtembergii w zachodniej Europie trafił  w opolskie?

Nic za darmo

Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze i koneksje. Tak prawdopodobnie było i tym razem. Jednak zanim przejdziemy do konkluzji, zarysujmy historyczny kontekst.
Majątki Redernów na Dolnym Śląsku znajdowały się w niedużej odległości od księstwa oleśnickiego. (Tu znowu konieczna jest mała dygresja celem objaśnienia dla słabiej zorientowanych w historii regionu  nie-Ślązaków. Księstwo oleśnickie na Dolnym Śląsku ze stolicą w Oleśnicy, powstałe w schyłkowym okresie rozbicia dzielnicowego w Polsce, najpierw było własnością Piastów, następnie Podiebradów, a w latach 1647 – 1792 znalazło się we władaniu… – książąt wirtemberskich! Ożeniony z Podiebradówną Sylwiusz Nimrod Wirtemberski, wobec braku męskich potomków z jej rodu, wykupił od cesarza Ferdynanda III tytuł księcia oleśnickiego i jednocześnie zrzekł się swoich praw do tytułu księcia Wirtembergii-Weiltingen, skąd pochodził. Zapoczątkowana na Śląsku przez Sylwiusza gałąź książąt oleśnickich z dynastii Wirtembergów, nie utraciła bynajmniej kontaktów z rodziną z dalekiej ojczyzny. Kilku  męskich potomków Sylwiusza również otrzymało order myśliwski).
Wzajemne sąsiedzkie relacje rodów książąt oleśnicko-wirtemberskich i Redernów zapewne trwały przez pokolenia. W 1711 roku zacieśniły się i stały się związkami rodzinnymi. Oto jedyna rodzona siostra głównego bohatera naszej opowieści, Karola Gustawa von Redern, panna o imionach Filipina Charlotta, wyszła za mąż za Krystiana Ulryka Wirtemberskiego (który był wnukiem Sylwiusza) i została wkrótce matką jego syna. Finanse wstępującego w małżeństwo księcia były w stanie katastrofalnym. Związek z Filipiną, pochodzącą wprawdzie nie z książęcej, ale bardzo zamożnej i znaczącej wówczas rodziny, pozwolił Krystianowi nie tylko na spłatę długów, w których tonął, ale także na kosztowną podróż do południowych Niemiec i Italii.
Ze względu na małżeństwo siostry Karol Gustaw von Redern mógł odwiedzić wirtemberski dwór w Ludwigsburgu, stając się towarzyszem polowań księcia Eberharda Ludwika. Przyznany mu w 1730 roku order pośrednio mógł być podziękowaniem za spłatę długów jego oleśnickiego krewniaka.

Karol Gustaw von Redern

W 1714 roku Karol Gustaw zawarł małżeństwo z Johanną Eleonorą von Preysing, baronową von Stein und Sonnek, miał z nią syna Erdmanna Karola Gustawa. Dojrzałe lata życia Karola Gustawa przypadły na niezwykle trudny i politycznie skomplikowany czas wojen o Śląsk prowadzonych między Prusami i Austrią. Po zajęciu Śląska przez Prusy Fryderyk II podjął działania zmierzające do szybkiego zintegrowania podbitego kraju z pozostałymi prowincjami pruskimi. W tym celu usunął dotychczasową administrację habsburską, przebudował całkowicie struktury władzy i wprowadził lojalnych sobie urzędników. W reformie sądownictwa udział wziął Karol Gustaw, który w 1745 roku mianowany został prezydentem głównego sądu w Opolu, a w 1746 roku pełnił funkcję Tajnego Ministra Stanu. Był także członkiem rządu pruskiego.

Biogram Karola Gustawa von Redern zamieszczony w publikacji autorstwa Christiana Augusta Ludwiga Klaprotha i Immanuela Karla Wilhelma Cosmara Der königlich preußische und kurfürstlich brandenburgische wirkliche geheime Staatsrat an sein 200jährigen Stiftungtag den 5 Januar 1805, Berlin 1805.

Portret Karola Gustawa mógł powstać w celach reprezentacyjnych po objęciu przez niego funkcji prezydenta sądu opolskiego. Wiek modela wydaje się być adekwatny. Być może namalowany został po 1748 roku, wtedy bowiem, zgodnie z nowym statutem zakonu myśliwskiego, zmieniono szyk wyrazów w dewizie orderu z pierwotnego: „Amicitiae Virtutisque foedus”, na obecny na obrazie „Virtutis Amicitiaque foedus”. Na stanowisku prezydenta opolskiego sądu Karol Gustaw pozostał do 2 stycznia 1750 roku, kiedy to ze względu na zły stan zdrowia poprosił o zwolnienie z obowiązków.
Co ciekawe, jego lata służby na rzecz Prus nie zostały uhonorowane żadnym pruskim odznaczeniem. Być może sam o nie z jakiś względów się nie starał. Oprócz orderu myśliwskiego otrzymał jeszcze jeden, tym razem duński order Danebroga, przyznawany wówczas między innymi za zasługi w szerzeniu protestantyzmu.
Resztę życia Karol Gustaw spędził w Dobrej, niedaleko od Krapkowic, gdzie jego syn wybudował pałac w stylu baroku francuskiego. Zmarł 28 sierpnia w 1778 albo w 1779 roku.
Jako ciekawostkę można przytoczyć tu fakt, że jego wnuk, Erdmann Gustaw był żonaty z Krystyną Zofią von Hochberg, córką Hansa Heinricha IV z Książa.

Konserwacja portretu

Po wyjęciu z muzealnego magazynu obraz poddano oględzinom. Namalowany został na dobrym gatunkowo, równym i gęstym płótnie z czerwonym gruntem, charakterystycznym dla malarstwa okresu baroku. O jego znakomitej gamie kolorystycznej wspomniano wcześniej, dodać można, że autor obrazu prawdopodobnie korzystał z jakiegoś przedstawienia graficznego modela, bowiem rysy twarzy namalował sztywno, trzymając się konturów nosa, oczu i owalu. Obraz w przeszłości został ze wszystkich stron przycięty, być może pomniejszono jego format dostosowując go do jakiejś ramy, bo warstwa malarska dochodzi do samych brzegów płótna (żal patrzeć na brutalnie ucięte, przepięknie namalowane hafty). W partii krajek miał liczne ubytki.
Lico obrazu pokrywała gruba warstwa brudu maskująca jego malarskie walory. Podczas prób oczyszczania warstwy malarskiej okazało się jednak, że zabieg nie będzie bezproblemowy. Na skutek słabej adhezji między warstwą malarską i zaprawą a płótnem, łatwo następowało odspajanie i wykruszanie się tych warstw.

Obraz był w przeszłości  zdublowany na klajster, czyli podklejony od odwrocia nowym płótnem, wymieniono także krosna na nowe. Zabieg wykonano dawniej najprawdopodobniej nie ze względu na zły stan płóciennego podobrazia, ten był bowiem bez zastrzeżeń, ale właśnie po to, by zwiększyć wzajemną przyczepność warstw. Klajster w niewystarczającym stopniu spełnił te oczekiwania. Obecnie podjęto zatem decyzję o usunięciu płótna dublażowego, aby od odwrocia wprowadzić nowe spoiwo konsolidujące wszystkie warstwy. Dodatkową zachętą była nadzieja na odsłonięcie – oby! – jakiegoś napisu na odwrociu. Lico obrazu zabezpieczono przy pomocy bibułek naprowadzając spoiwo konsolidujące nowej generacji. Następnie z odwrocia usunięto wtórne płótno. Ze względu na degradację skrobiowego spoiwa udało się przeprowadzić to bardzo sprawnie. (Przyznać należy, że dawna konserwacja wykonana została z dużą manualną zręcznością i starannością. Niezwykle estetycznie założone były brzegi płótna dublażowego, wsunięte pod płótno oryginalne).
Tu nastąpiło jednak drobne rozczarowanie. Niestety na oryginalnym płótnie obrazu nie było żadnych oznaczeń ani napisów… Resztki klajstru usunięto za pomocą skalpela. Na odwrocie podobrazia naniesiono spoiwo. Teraz można było bez obaw usunąć bibułki z lica i przystąpić do oczyszczania powierzchni warstwy malarskiej. Wklejono płócienne łatki w miejscach nieznacznych ubytków płótna i podbarwioną na czerwono zaprawą uzupełniono ubytki gruntu. Obraz poddano działaniu temperatury i ciśnienia na stole próżniowym dla lepszej konsolidacji warstw, przy okazji doklejając nowe krajki ze wszystkich stron podobrazia. Napięty został na krosna o powiększonym formacie, aby wyeksponować niewidoczne dotąd partie warstwy malarskiej na zagięciach krajek. Obecnie obraz jest w trakcie wykonywania retuszy farbami żywiczno-ketonowymi.

Z Krapkowic do Pszczyny

Krapkowice z widocznym zamkiem Redernów w XVIII wieku

Portret Karola Gustawa był zapewne elementem wystroju krapkowickiego zamku, który za panowania Redernów przeżywał okres swej największej świetności. Obraz mógł zresztą, w miarę potrzeb, zmieniać swoją lokalizację, przewożony z pałacu w Dobrej do Krapkowic  i odwrotnie.
W 1765 roku majątek został sprzedany hrabiom Haugwitz. Nowi właściciele najprawdopodobniej przejęli nieruchomości z częścią wyposażenia. Taki stan posiadania trwał do czasu drugiej wojny światowej,  a konkretnie do 1944 roku.

Dzieła sztuki z opuszczonego krapkowickiego zamku spakowano wówczas i przekazano Muzeum Śląskiemu w Bytomiu. Stamtąd, w styczniu 1949 roku wraz z kilkudziesięcioma innymi obrazami „Portret mężczyzny z orderem i czerwoną wstęgą” przyjechał do Państwowego Ośrodka Muzealnego, obecnie Muzeum Zamkowego w Pszczynie i na lata zaległ w muzealnym magazynie.

Dzieje Śląska odtwarzane na podstawie wnikliwej analizy dokumentów archiwalnych w ostatnich latach doczekały się wielu wartościowych opracowań.
Z kolei obrazy, w tym portrety, będące dokumentem wizualnym i ważnym tej historii uzupełnieniem, po drugiej wojnie światowej kierowane często w sposób przypadkowy do nowo utworzonych śląskich muzeów, pozbawione swego historycznego kontekstu, nie zawsze zyskiwały należną im uwagę. Podobnych do opisanego „polowań” na niezidentyfikowane osobistości, należałoby przeprowadzić znacznie więcej.
Ilustrowana historia Śląska, powstała z połączonych badań archiwistów, historyków i muzealników byłaby opowieścią najpełniejszą, najbliższą prawdzie i najciekawszą.

Autorka tekstu: Anna Maniakowska-Sajdak
Konsultacje: Joanna Strońska-Przybyła
Fotografie: Mirosława Kret, zbiory Muzeum Zamkowego w Pszczynie, domena publiczna


Greckie wakacje
w Dziale Konserwacji

O gniewie Achillesa i rozpaczy Bryzejdy

Łowieckie pasje księcia Hansa Heindricha XI von Pless

O polowaniach słów kilka

17

/ 01 / 2024